All my troubles seemed so far away
Now it looks as though they're here to stay
Oh, I believe in yesterday...
Usłyszałam dźwięk mojego dzwonka, sięgnęłam ręką do szafki nocnej, wyciągając z niej czarnego blackberry
- Halo?
- Wiem, że cię obudziłem.. ale z racji tego, że dziś jest pierwszy dzień wakacji razem z chłopakami urządzamy imprezkę. Mam nadzieję, że będziesz... poprawka masz być. Będę po ciebie o 21.- powiedział stanowczym głosem Louis i odłożył słuchawkę. Jęknęłam cicho zakrywając twarz kołdrą. Nie chciałam nigdzie wychodzić, nie sama. Nie lubiłam imprez w obcym otoczeniu. No dobra, może nie całkiem obcym. Byłoby tam całe One Direction, które znałam i w 4/5 lubiłam. Tak lubiłam tylko czwórkę, nie pomyliłam się. Zayn Malik... osoba, której wręcz nienawidziłam. Ciągle rzucał w moim kierunku jakieś uszczypliwe uwagi i okazywał swoją niechęć do mojej osoby w każdy najmożliwszy sposób. Z początku było mi przykro, lecz potem zaczęłam mu się odpłacać pięknym za nadobne. Nie miałam zamiaru udawać sierotki. Nie tego mnie życie nauczyło.
- Melisa!- krzyknęłam sama do siebie zrywając się na równe nogi. Tego dnia moja najlepsza przyjaciółka wracała z wymiany uczniowskiej. Z uśmiechem na twarzy wzięłam telefon i zadzwoniłam do Louisa pytając się czy mogę wziąć ze sobą kumpelę. Na szczęście zgodził się co podwoiło moją radość.
- Nie wierzę, nie wierzę! Ty znasz całe One Direction!-powiedziała po raz czwarty podekscytowana Melisa, przeglądając się w lustrze, podziwiając przy tym swą niesamowitą kreację . Zazdrościłam jej figury i poczucia stylu. Zawsze wyglądała nieziemsko, nawet rankiem, gdy była nieogarnięta. Nie to co ja. Wieczny oszołom.
- Tak znam-odparłam znudzona jej zachowaniem. Przesunęłam ją z lustra poprawiając swoje włosy. W porównaniu do Melisy wyglądałam nijako. Mój strój, był zwyczajny, nie tak odważny jak jej, ale cóż trudno żyje się dalej. Ktoś musi być tym brzydszym, by ludzie ładni się wyróżniali.
- Yeah dziś poznam swego męża- zaśmiała się Melis. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Który to twój "mąż"?- zapytałam.
- No jak to kto? Harry oczywiście- powiedziała z uśmiechem. Po chwili usłyszałyśmy trąbienie samochodu.
- Louis przyjechał-powiedziałam i pociągnęłam przyjaciółkę za rękę w stronę wyjścia. Tak jak myślałam Tomlinson i Brown od razu się polubili, z resztą całe One Direction polubiło Melisę nawet Zayn. W sumie nie dziwiłam im się, moja przyjaciółka była cholernie pozytywną osobą, potrafiła zarazić każdego swoim optymizmem. Zawsze chodziła wesoła i uśmiechnięta, nawet gdy było źle. Ja tak niestety nie potrafiłam...
Wyszłam na taras by zaczerpnąć świeżego powietrza, źle się czułam ciągle kręciło mi się w głowie, a nic nie wypiłam. Stanęłam przy barierce oddychając głęboko.
- Jeżeli myślisz, że w ten sposób wytrzeźwiejesz to jesteś w błędzie-usłyszałam złośliwy głos Zayn'a.
- Odpierd...- zaczęłam, lecz po chwili osunęłam się na posadzkę tracąc przytomność.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam jasność. 'Czy ja umarłam?'-pytałam samą siebie, lecz odrzuciłam ten pomysł, gdyż po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do światła i zobaczyłam, szpitalną salę. ' Nie, jednak żyję'-odpowiedziałam sama sobie.
Chciałam wstać, lecz uniemożliwiały mi to wszystkie kable i kroplówki do których byłam podłączona oraz śpiący brunet, który oparł głowę o moją lewą dłoń.
- Co ty tu robisz?!-zapytałam lekko zachrypniętym głosem trącając prawą ręką Zayn'a.
- Carmen..-spojrzał na mnie ziewając- W końcu się wybudziłaś-powiedział po czym wstał i zaczął kierować się ku wyjściu z sali- Idę po lekarza..
- Czekaj, czekaj... ile ja tu leżę?- zapytałam
- Dwa tygodnie.....
[♠] Authoress
Jest i rozdział trzeci. Chyba najgorszy, ale ch.. z tym. Kapkę inaczej sobie go wyobrażałam, ale trudno jest jaki jest. Tak w ogóle chciałam wam podziękować za miłe komentarze i 6 obserwatorów. Tak, wiem może i mało, ale mnie ta liczba i tak cholernie cieszy. Przynajmniej mam świadomość, że ktoś czyta te bezsensowne gryzmoły ^^
Dziękuję wam jesteście wielcy ♥♥