niedziela, 24 czerwca 2012

Rozdział VIII- "Nie. Ty musisz być tu z nami."

Z perspektywy Zayn'a.
Chodziłem w tą i z powrotem po salonie, analizując w głowie słowa dziewczyny. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć, jeszcze kilka godzin temu wszystko było w porządku. A tu wystarczyła jedna głupia chwila i życie niektórych ulegało zniszczeniu. Spojrzałem na Carmen, która leżała zwinięta w 'kłębek' na kanapie cicho pochlipując. Poszedłem do kuchni, wziąłem jakieś tabletki na uspokojenie i wodę po czym podszedłem do Smith.
- Weź to- powiedziałem z udawanym spokojem.
- Nie, głupie tabletki nic nie pomogą. Ona odeszła jej już nie ma! Rozumiesz!-krzyknęła zrozpaczona. Bez słowa przytuliłem ją do siebie, nie wiedziałem jak ją pocieszyć. Sam czułem okropny ból wypełniający moją duszę, choć znałem Melisę dopiero od 3 miesięcy, zdążyłem się z nią zaprzyjaźnić. Była takim promyczkiem, który rozweselał nas wszystkich, gdy Smith leżała w szpitalu, emanował od niej optymizm, była naszą nadzieją na lepsze jutro. Zawsze nas pocieszała, wspierała.. . Bolało mnie cholernie, że taka dobra osóbka jak ona, musiała w tak brutalny sposób zejść z tego świata. 
- Ja muszę być razem z nią tam...-powiedziała roztrzęsionym głosem. Na początku nie zrozumiałem o co jej chodzi, dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa.
- Nie. Ty musisz być tu z nami. Nie możesz....- przerwałem, gdyż poczułem jak pojedyncze krople łez spływają mi po policzkach- Nie możesz odejść- dokończyłem, ścierając dłonią słone kropelki wody z twarzy. W pewnej chwili poczułem wibracje telefonu, odebrałem bez wahania  połączenie jak okazało się od Payne'a. 
- Liam?!
- Posłuchaj, Melisa żyje. Jest w ciężkim stanie, bardzo ciężki, ale żyje. Harry zapewne do was dzwonił, on doznał jakiegoś szoku. Ma wstrząśnięcie mózgu i złamaną rękę.Nie wińcie go za to, że dał fałszywy alarm. Nam nic nie jest... Państwo Brown już tu są a i nie przywoź tu Carmen. Nie teraz, nie chcę by i jej coś się stało. Niech siedzi w domu-powiedział szybko i się rozłączył. Poczułem niesamowitą ulgę, Carmen najwidoczniej musiała słyszeć całą rozmowę, bo patrzyła na  mnie oszołomiona.
- Muszę do niej jechać-odparła próbując wyswobodzić się z moich objęć.
- Nie 
- Zayn ja muszę przy niej być!-krzyknęła wyrywając się, lecz nie dała rady, gdyż byłem od niej o wiele silniejszy- Proszę...
- Pojedziemy tam jutro. Teraz jest tam za dużo ludzi. Tylko będziemy przeszkadzać, wszystko będzie w porządku zobaczysz. Melisa to dzielna dziewczyna wyjdzie  z tego- powiedziałem spokojnie siląc się na lekki uśmiech, który miał choć trochę pokazać Car, że wszystko się ułoży- Musisz się położyć i odpocząć, by jutro mieć siłę-wstałem z kanapy ciągnąc ją za rękę na górę. Gdy byliśmy w moim pokoju dałem jej swoją koszulkę- Możesz spać w pokoju Hazzy oni i tak na noc nie wrócą- dodałem. Dziewczyna skinęła lekko głową, na znak że się zgadza i opuściła mój pokój.
Nie mogłem zasnąć ciągle myślałem o zdarzeniach z dnia dzisiejszego, chciałem by to wszystko co się wydarzyło okazało się jednym głupim wymysłem mojej chorej wyobraźni. By osoby na których mi zależało, nie cierpiały. Nie mogłem zrozumieć dlaczego wszystko zaczęło się pierdzielić choć było tak dobrze. Dlaczego ciąży nad nami jakieś starożytne Fatum niszczące to szczęście dookoła nas? 
- Zayn mogę spać z tobą?-usłyszałem słaby głosik. Spojrzałem w stronę drzwi, gdzie stała dziewczyna. Gołym okiem widać było po niej chorobę. Była wychudzona, blada, a jej oczy nie miały blasku jak u każdego zdrowego człowieka. Były 'puste', chłodne, przepełnione bólem. 
- Pewnie- odparłem robiąc jej miejsce. Carmen nieśmiało wsunęła się pod kołdrę, przysunąłem się do niej i objąłem ją ramieniem, sprawiając, że czuła się bezpiecznie...


Z perspektywy Carmen.
Wpadłam do szpitala jak burza zostawiając za sobą Zayn'a, który za mną nie nadążał. Musiałam jak najszybciej znaleźć się przy mojej przyjaciółce.
- Przepraszam gdzie leży Melisa Borwn?- zapytałam recepcjonistkę. 
- Sala numer 23 - odpowiedziała nie racząc mnie nawet spojrzeniem. 
- Dziękuję- rzuciłam na odchodnym i pogoniłam do sali, tam zastałam Liam'a z Danielle. Widać było, że byli strasznie zmęczeni- Idźcie zmienię was-powiedziałam cicho. Drgnęli lekko, musiałam ich wystraszyć, gdy wpadłam tam jak jakaś bomba atomowa, trzaskając drzwiami.
- Carmen? Co ty tu robisz?- zapytał ziewając.
- Głupie pytanie Liam. Jedźcie do domu odpocznijcie. Gdzie reszta?-spojrzałam na nich unosząc jedną brew ku górze w geście zapytania.
- Harry na swojej sali, tam z nim czuwają Lou, Eleanor i Niall. Rodzicom Melis kazaliśmy jechać do domu, gdyż byli nie do życia. Musieli odpocząć-wyjaśniła Dan, wstając- Przyjdziemy za 2 godziny-dodała po czym razem ze swoim chłopakiem opuściła salę zostawiając mnie samą, z Melis, która leżała w śpiączce. Usiadłam obok niej na krzesełku, biorąc ją za chłodną dłoń.
- Musisz żyć. To ja miałam wcześniej umrzeć i robić ci po nocach Paranormal Activity. To ja zaklepałam to pierwsza- powiedziałam ze łzami w oczach wspominając nasze bezsensowne rozmowy o mojej śmierci. Pamiętam wtedy, że zawsze się na mnie darła, że jestem głupia i wgl. Ale ja byłam pewna, że to ja będę pierwsza, nie ona. Że ja prędzej zejdę z tego świata...
W pewnym momencie usłyszałam dźwięk, który tak dobrze znałam z filmów. Spojrzałam na mały monitor, na którym ciągnęła się prosta linia. Wybiegłam przerażona z sali. 
- Doktorze!-krzyknęłam do niskiego mężczyzny, a ten czym prędzej udał się do Melis. 
Po chwili wyszedł, spojrzałam na niego ze strachem.
- Nie- jęknęłam ze łzami w oczach.
- Bardzo mi przykro- powiedział ze smutkiem- Odeszła...




Trzy tygodnie później.
Była ciężka noc, pełna bólu, żalu i łez. Noc podczas której wspomnienia brały górę nad rzeczywistością. Wracały najokrutniejsze wspomnienia wydarzeń z ostatnich tygodni. Moja dusza cierpiała katorgi, umysł nie wytrzymywał. Od ścian mojego pokoju odbijał się szloch. Nie mogłam złapać tchu. Próbowałam zaczerpnąć powietrza, ale to na nic. Chwilowo czułam jak się duszę. W końcu pobierałam trochę tlenu, by znów zacząć dławić się gorzkimi łzami.  Zataczałam błędne koło zapoczątkowane wspomnieniami, którymi katowałam się każdej nocy.
- Kochanie-usłyszałam ciepły głos matki. Usiadła obok na moim łóżku, ręką gładząc moje długie brązowe włosy. To niesamowite jak bardzo się zmieniła. Kiedyś była dla mnie wręcz obcą osobą. Wolała prace. A od chwili, gdy zmarła moja przyjaciółka, zamieniła się w kochającą i opiekuńczą matkę. Widocznie dopiero wtedy pojawił się u niej instynkt macierzyński. Dopiero teraz poczułam, że kocham rodziców. Starali się, a to było dla mnie ważne. Potrzebowałam ich wsparcia, miłości...- Ja wiem jest ci ciężko, ale musisz żyć dalej. Ona by tego chciała...

Następnego dnia obudziłam się o godzinie czternastej. Zwlekłam się z łóżka, po czym poszłam na dół, by coś zjeść. Od śmierci Melisy prowadziłam dziwny tryb życia. Spałam i jadłam.  Zaprzestałam leczeniu. Nie wychodziłam z domu, nie kontaktowałam się nawet z chłopakami. Wiem, że często bywali u mnie, ale ja wtedy zamykałam się w pokoju i z niego nie wychodziłam. Chciałam być sama...
Poszłam do kuchni, nasypałam sobie płatków do miski i zalałam zimnym mlekiem. W pewnym momencie usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Postanowiłam je zignorować, nie miałam ochoty na jakikolwiek kontakt ze światem z zewnątrz.
-Carmen otwieraj natychmiast- krzyknął Lou.



[♠] Authoress
Rozdział VIII!  Uśmierciłam Melis, możecie mnie teraz za to znienawidzić, ale nie wiedziałam dokładnie co napisać, a to samo sunęło mi się na myśl. 
Rozdział taki sobie, mogłam sklecić coś lepszego, ale jest jaki jest. Przepraszam za błędy, ale nie chciało mi się sprawdzać czy wszystko ok. 
Dziękuję, za miłe komentarze i 14 obserwatorów ♥ Dla niektórych to niewiele, ale mi wystarcza do tego by dalej pisać. Choć mogłoby być tego więcej ... xD
Szczególne podziękowania dla Viper ;* i Dżinksowej, które pod każdą notką dają mega długie i motywujące mnie komentarze:) Dziewczyny jesteście kochane, to między innymi dzięki wam mam chęć do pisania dalej tego jakże bezsensownego opowiadania :**
Rozdział IX w następnym tygodniu. 
Pozdrawiam Just♥

czwartek, 21 czerwca 2012

I ogłoszenie parafialne

Cześć :)
Jako, że nie mam bladego pojęcia w którą 'stronę' pokierować akcję tego bloga muszę zadać wam jedno ważne pytanie. Czy Melisa ma żyć, czy wręcz przeciwnie ? 
Proszę odpowiadajcie w komentarzach.
Przepraszam, za pomylenie imienia dziewczyny Zayn'a. Jak się domyślacie powinnam napisać Perrie a nie Pierre.
I przepraszam za to, że nie skomentowałam i nie przeczytałam waszych nowych rozdziałów, ale ostatnimi czasy mam okropny zapierdziel w życiu osobistym. Obiecuję, że postaram się to wszystko nadrobić do końca tygodnia :P
Założyłam nowe bloga
If we could only turn back time
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Pozdrawiam Just. ♥

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział VII- " Samemu to żadna przyjemność"

Dwa miesiące później.
Leżałam na szpitalnym łóżku tępo gapiąc się w sufit. Miałam cholerną ochotę odpiąć od siebie wszystkie kroplówki i kabelki, które przykuwały mnie do łóżka i uciec stamtąd  jak najdalej. Zapewne zrobiłabym to dawno, gdyby nie obietnica jaką dałam Melisie i chłopakom z One Direction, których teraz oficjalnie mogę nazwać przyjaciółmi. Przyrzekłam im, że wznowię leczenie i będę robić co w mojej mocy by wyrwać się ze szponów białaczki.
- Twoje smutki idą w niepamięć, bo o to odwiedził cię król Niall-krzyknął wesoło blondyn wchodząc do mojej sali- Jak się czujesz?-zapytał kładąc wielką papierową torbę po brzegi wypełnioną jedzeniem, na małym stoliczku.
- W porządku jutro dostaję wypis do domu-powiedziałam z uśmiechem- Czy ty aby nie przesadziłeś?-zapytałam patrząc jak Horan wyjmuje tony jedzenia.
Ten tylko pokręcił przecząco głową.
- Ciastko czekoladowe czy orzechowe?-zapytał się podkładając mi pod nos oba wypieki. Nie powiem pachniały nieziemsko, a o wyglądzie już nie wspomnę. 
-Hmmm czekoladowe-powiedziałam.
- Ja chyba też- dodał i po chwili oboje zajadaliśmy się słodkościami. 
- Co tam u was, dawno się z wami nie widziałam...
- No wiem, przepraszam, ale te koncerty. Sama rozumiesz... U nas wszystko w porządku, u Lou, Eleanor, Liam'a i Danielle też. A u Melisy i Harry'ego to już wręcz fenomenalnie!-powiedział z uśmiechem- Tylko u Zayn'a i Pierre już mniej...
- Co się stało?- spojrzałam na niego unosząc jedną brew ku górze, w geście zapytania. 
- Rozstali się...
- Co? Ale dlaczego?- było to dla mnie dziwne, przecież dobrze im się układało. Wyglądali na szczęśliwych.
- Pierre była ostatnimi czasy cholernie o ciebie zazdrosna...Ciągle miała wąty do Malika, że za bardzo się tobą przejmuje i wgl.  Po za tym Zayn przyłapał ją na zdradzie.
- O matko...-wyszeptałam. Poczułam się okropnie, bo przeze mnie rozpadł się ich związek.
- Przestań Carmen to ta Edwards ma nierówno pod sufitem. Nie przejmuj się! Po za tym za dwa dni jest Brit Awards! I idziesz z nami!-powiedział Niall widząc moją minę.
- Co?
- A ty tylko ' co, co co i co'. Idziesz z nami bo idziemy parami. Lou - Eleanor, Liam- Danielle, Harry- Melis ty i Zayn- wymienił na jednym wydechu.
- Nie ja nigdzie nie idę-powiedziałam stanowczo- A ty z kim się wybierasz hm??
- No z nikim, bo wiesz jakby Demi oglądała to i zobaczyłaby mnie z jakąś laską już nie miałbym szans...
- No fakt- przytaknęłam rozbawiona.


Dwa dni później w domu chłopaków z One Direction.
- Wyglądacie świetnie-powiedziałam z uśmiechem patrząc na DanielleEleanor i Melisę, które w swych wieczorowych kreacjach wyglądały jak boginie.
- Na pewno nie chcesz iść z nami?-zapytał po raz setny Louis męcząc się z założeniem muszki. 
- Ile razy mam powtarzać- westchnęłam pomagając mu dojść do ładu- Nigdzie nie idę.
- Nie męcz jej już! Dobra ekipo wychodzimy- krzyknęła Dan i po chwili wszyscy wyszli zostawiając mnie samą w domu. Odprowadziłam ich wzrokiem po czym zaległam wygodnie na kanapie włączając TV. Po około godzinie zaczęło się rozdanie nagród Brit Awards.
- A w kategorii ' Najlepszy Brytyjski Singiel' nagrodę otrzymuje uwaga, uwaga zespół One Direction!- usłyszałam w głośnikach kina domowego kobiecy głos i wielkie brawa. 
Uśmiechnęłam się pod nosem widząc piątkę chłopaków wchodzących na scenę. 
- Dziękujemy naszym wiernym fanom, którzy oddali na nas głosy. To dla nas bardzo wiele znaczy, gdyż jest to nasza pierwsza taka nagroda- powiedział Liam biorąc do ręki statuetkę- Carmen widzisz wygraliśmy, możesz skakać po salonie ze szczęścia tylko go nie zdemoluj-powiedział do kamer, a ja wybuchnęłam śmiechem.


Usłyszałam kroki, zdezorientowana wstałam z kanapy na której usnęłam. Rozejrzałam się i  w świetle bijącym od telewizora dostrzegłam sylwetkę Zayn'a. 
- Co ty tu robisz?-zapytałam ziewając.
- E.. mieszkam-powiedział z lekkim rozbawieniem, na co ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Tyle to wiem, chodziło mi co robisz tak wcześnie w domu? Czemu nie poszedłeś na After Party?-spojrzałam na niego z ciekawością.
-Nie mam nastroju do zabawy-mruknął i usiadł obok mnie, biorąc do ręki pilota, po czym przełączył na jakiś film.
- Tęsknisz za nią?- wypaliłam bez zastanowienia.
- Czy ja wiem... po ostatnim co mi zafundowała to chyba nie-powiedział smutno po czym wstał i podszedł do barku wyjmując z niego szampana i dwa kieliszki- Napijesz się?
- Nie, nie mogę. Alkohol nawet w najmniejszym stopniu może mi zaszkodzić-odpowiedziałam blado się uśmiechając. 
- A no fakt- odparł lekko zakłopotany. Po czym odłożył wszystko na miejsce.
- Ale...
- Samemu to żadna przyjemność- przerwał patrząc na mnie takim przenikliwym wzrokiem, że poczułam jak na moje blade policzki wstępują szkarłatne rumieńce. Po chwili usłyszałam dźwięk dzwonka mojego blackberry. Czym prędzej odebrałam połączenie, by móc odwrócić się do Zayn'a plecami, tak by nie widział mych rumieńców.
- Halo...
- Carmen mieliśmy wypadek... Melisa nie żyje- usłyszałam w słuchawce zapłakany głos Harry'ego. Chwilę potem telefon wypadł mi z ręki,  oszołomiona usiadłam na kanapie, a z moich oczu wypłynęły strumienie łez.
- Ej co się dzieje?- zapytał wystraszony Zayn podbiegając do mnie. 
W ogóle nie reagowałam na jego słowa, ciągle przetwarzałam w głowie wypowiedź Harry'ego, który powiedział mi, że moja najlepsza przyjaciółka właśnie zginęła w wypadku... Czułam jak moje serce pęka na miliony kawałków, z wieścią, że osoba, którą kochałam jak siostrę odeszła z tego świata, choć miała tyle marzeń, planów... Przed oczami z których powoli spływały łzy miałam uśmiechniętą twarz Melisy. Wszystkie wspomnienia te smutne i szczęśliwe związane z jej osobą, pojawiały się w mojej głowie jak film, który tylko ja mogłam oglądać. Chciałam by to co się wydarzyło, było głupim snem z którego będę mogła się obudzić...
- Carmen!- krzyknął Zayn łapiąc mnie za ramiona- Mów co się stało!
- Melisa nie żyje...- wyszeptałam  cicho, tak jakbym bała się słów, które miałam wypowiedzieć.




[♠] Authoress
Rozdział siódmy, chyba najnudniejszy ze wszystkich. 
Nie mam weny i chyba nawet ochoty na prowadzenie tego bloga, tak że nie wiem kiedy dodam nowy rozdział. Ogólnie zastanawiam się nad założeniem nowego, ale nie wiem czy to ma sens skoro do tego nie mam pomysłu już po siedmiu rozdziałach. No nic pożyjemy zobaczymy xDD
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze i obserwatorów. Jesteście najlepsze ♥

niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział VI- " Przepraszam"

Z perspektywy Zayn'a
- Dobra nie krzycz na mnie! Pójdę jej poszukać-powiedziałem do wściekłej Melisy i chłopaków, po czym wybiegłem z mieszkania. Czułem się jak jeden wielki dupek. Zamiast ciągle przypominać Carmen o chorobie powinienem ją jakoś wspierać... Ale nie potrafiłem. Za bardzo przypominała mi ona moją nieżyjącą już przyjaciółkę. Amy była dokładnie taka jak ona. Sama chciała zmagać się z chorobą, a gdy usłyszała wyrok od razu się poddała. Nie rozumiałem, dlaczego nie walczyła do końca... Przecież mogłaby żyć. Mogłaby być ze mną... Dlatego zmuszałem Smith do tego, by powiedziała o białaczce chłopakom. Myślałem, że oni nakłonią ją do leczenia. 
Szedłem ciemną londyńską uliczką, zastanawiając się gdzie mogłaby pójść dziewczyna. Udałem się więc do jej domu, musiałem sprawdzić, czy tam jej nie ma. Po za tym nie wydawało mi się, żeby Carmen należała do tych osób, które po jakiejś głupiej sytuacji udają się płakać do parku czy w inne ckliwe miejsce. Ona pomimo tego, że była osobą dosyć nerwową i momentami cholernie słabą, starała się twardo stąpać po ziemi, chciała pokazać wszystkim, że da radę sama... Imponowało mi to, ale też okropnie wkurzało, bo przecież samemu bez wsparcia bliskich, nawet jeśli by się chciało to nie osiągnie się zbyt wiele.

Bez pukania wszedłem do mieszkania dziewczyny udając się do jej pokoju. Siedziała na parapecie zaciągając się szkodliwym, a jakże kojącym dymem nikotynowym. Gdy ją zobaczyłem poczułem dziwne ukłucie w sercu, zrobiło mi się jej okropnie żal, że aż poczułem jak łzy napływają mi do oczu. Wyglądała tak krucho, bezbronnie..
Zayn ogarnij się- powiedziałem sobie w myślach po czym do niej podszedłem.
- Odejdź-powiedziała cicho nie racząc mnie nawet spojrzeniem. Po barwie jej głosu mogłem śmiało stwierdzić, że płakała... Roniła łzy przeze mnie. Zgasiła papierosa i wrzuciła peta do kosza, uważnie obserwowałem każdą czynność, każdy ruch jaki wykonywała.
- Przepraszam- powiedziałem niepewnie dotykając jej ramienia. Dopiero pod wpływem dotyku popatrzyła na mnie swoimi dużymi, zielonymi jak szmaragdy oczami. Były pełne bólu i zmęczenia, wyglądały jakby krzyczały z rozpaczy.
- Nie przepraszaj, to ja zachowałam się jak idiotka. Uciekając z płaczem z domu Melis, pokazałam jaka jestem infantylna i słaba. A powinnam zapomnieć o chorobie i w końcu żyć- rzekła ochrypniętym głosem patrząc się tępo w ścianę.
- Tak powinnaś-odparłem tylko, usiadłem na parapecie, po czym bez zastanowienia przytuliłem ją do siebie. Carmen była zdziwiona moim gestem, ale nie protestowała, wręcz przeciwnie jeszcze bardziej wtuliła się w mój tors. Czułem  jakbym trzymał w ramionach cały mój świat, co było dosyć dziwne, bo wcześniej nie żywiłem do dziewczyny żadnego pozytywnego uczucia. Teraz jednak z sekundy na sekundę zmieniało się moje nastawienie względem jej osoby.
- Zayn ja nie chcę umierać- szepnęła, a ja jeszcze mocniej ją do siebie przytuliłem, tak jakbym chciał ochronić ją przed jej własnymi słowami, myślami...
- Nie umrzesz, ale musisz wznowić leczenie, na pewno są jakieś sposoby. Pomożemy ci, tylko się nie poddawaj. I najważniejsze, nie wolno zatruwać ci się papierosami.-powiedziałem stanowczym głosem, na co ona tylko lekko skinęła głową.
Siedzieliśmy w ciszy, nie chciałem męczyć ją rozmowami, dzisiejszy dzień i tak był dla niej zbyt męczący.  Po kilkunastu minutach zobaczyłem, że dziewczyna usnęła. Uśmiechnąłem się pod nosem, wziąłem jej wychudzone, drobne ciało na ręce.  ułożyłem ją wygodnie na łóżku, po czym położyłem się obok, przykrywając nas kocem. Nie chciałem jej zostawiać, ona potrzebowała wsparcia, może nie byłem dla niej zbyt bliską osobą, ale w tej chwili nie było nikogo innego. Objąłem ją ramieniem, po czym sam zamknąłem oczy i udałem się do krainy Morfeusza.


[♠] Authoress.
Takie to nijakie i nazbyt przesłodzone, ale na tylko tyle było mnie stać xD Czy wy też jesteście zawiedzione dlatego, że Polska zremisowała z Grecją? Bo ja tak.;c Ale lepszy remis niż przegrana i wielkie brawa dla Szczęsnego, który poświęcił się dla drużyny. :)
A i chciałam polecić bloga marlyn,xxx, dziewczyna pisze wręcz fenomenalnie. Nie wiem jak wy, ale ja po prostu zakochałam się w tym blogu.
Ps. Przepraszam co niektórych, że nie czytałam i nie skomentowałam ich nowych rozdziałów, ale najzwyczajniej brakowało mi czasu. Postaram się to jakoś nadrobić.
xxx

wtorek, 5 czerwca 2012

Rozdział V- " Przepraszam, że zepsułam wam wieczór, ale miejcie pretensje do swojego kolegi"

- To straszne-powiedział Zayn patrząc na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Przez chwilę malowały się w nich smutek i współczucie, jednak później znów przybrały swój chłodny i obojętny ton. Ulżyło mi, że Malik pomimo tego co usłyszał, traktował mnie tak samo. Nienawidziłam fałszywych ludzi, którzy udawali, że mnie lubią tylko ze względu na moją chorobę. Już wolałam by ktoś mnie wyzywał niż fałszywie mi współczuwał. 
- Nie takie straszne, przecież śmierć to tylko przejście do życia wiecznego-powiedziałam- Przynajmniej tak mówi moja religia ile w tym prawdy nie mam pojęcia. Proszę, tylko nikomu nie mów o tym co ci powiedziałam. O mojej chorobie wiedzą rodzice, Melisa, lekarze no i ty. Nikt więcej-dodałam ostatnie słowa wypowiadając dosyć ostrym tonem głosu.
- Chyba żartujesz..-powiedział patrząc na mnie z lekkim zdenerwowaniem- Oni muszą wiedzieć..
- Nie! To jest tylko i wyłącznie moja sprawa. Rozumiesz?
- Jak ty im o tym nie powiesz to ja ich powiadomię! Jesteś im to winna, martwili się o ciebie, ciągle czuwali.. przepraszam czuwaliśmy przy twoim łóżku w szpitalu...-powiedział z wyrzutem
- Nie!-krzyknęłam. W tej chwili pożałowałam, że wygadałam mu się o swoim problemie. A myślałam, że zrozumie... ' Za dużo myślisz'-pomyślałam.
- Zobaczymy-powiedział ostro i wyszedł z mieszkania. 


Chodziłam po domu bez żadnego celu. Od kuchni do salonu i tak w kółko. W kreskówkach takie chodzenie w tą i z powrotem pomagało w myśleniu. Chciałam i ja wypróbować te metodę, lecz była ona mało skuteczna, bo nie przyszedł mi żaden dobry pomysł jak zmusić Malika do milczenia. Zrezygnowana opadłam na łóżko i zaczęłam lekko podśmiewać się ze swojej głupoty.
- Za dużo się kreskówek naoglądałaś Carmen, oj za dużo-powiedziałam do siebie. Chwilę potem usłyszałam dźwięk swojej komórki. Odebrałam połączenie.
- Cześć misiu-usłyszałam głos swojej przyjaciółki w głośnikach. Zawsze zwracałyśmy się do siebie czułymi słówkami. Oczywiście nie byłyśmy lesbijkami, ale zawsze rozbawiały nas miny przechodniów, gdy usłyszeli jak Melis woła do mnie koteńku bądź misiaczku. Anglia niby kraj tolerancyjny a jednak 'homoseksualne nastolatki' wprawiają  w zdziwienie nie jednego Brytyjczyka. 
- Cześć kotek-powiedziałam lekko się śmiejąc, sama sobie dziwiłam się, że jestem w dobrym humorze. Musicie przyznać, ze ten dzień na pewno nie zaliczał się do udanych i najszczęśliwszych, ale pomimo to ciągle się uśmiechałam.
- Wpadnij do mnie... wiem dziś wyszłaś ze szpitala, ale no wiesz tęskno mi za tobą-powiedziała siląc się na słodziutki głosik
- Znowu sama siedzisz w domu?-zapytałam.
- No- jęknęła- Przyjdziesz? Boję się siedzieć sama w domu....
Zaśmiałam się głośno. Nie rozumiałam jak można było bać się w swoim własnym domu, przecież to.. najbezpieczniejsze miejsce, gdzie nikt bez naszej zgody nie może wejść. Przynajmniej ja tak uważałam.
- Pewnie, niedługo będę- powiedziałam i rozłączyłam się.


Półgodziny później byłam już pod drzwiami Melisy, zapukałam lecz nikt mi nie otworzył, a z mieszkania  było słychać radosne śmiechy. Bez zastanowienia nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka.
- No proszę, proszę. Ja tu stoję jak głupia pod drzwiami,a  wy się tu świetnie zabawiacie-powiedziałam z udawanym fochem patrząc na Melisę i całe One Direction.
- Carmen- krzyknęli wszyscy z wyjątkiem Zayn'a i rzucili się na mnie przytulając. 
- Tak to ja-powiedziałam śmiejąc się- Może zamiast duszenia mnie w przedpokoju obejrzymy jakiś film?-zaproponowałam. Na co wszyscy się zgodzili. Chwilę później siedzieliśmy wszyscy na wielkiej kanapie oglądając jakiś horror. Był nudny, lecz dla Melisy, która bała się wszystkiego dookoła był jak to ona ujęła ' zajebiście straszny'.
- Nie za ostro?-zapytałam Harry'ego, który pił z gwinta jakąś whiskey siedząc na parapecie w kuchni. 
- Szkoda szklanek brudzić, skoro i tak to wypiję..-powiedział wyraźnie czymś zdołowany. Wzięłam od niego Jacka Danielsa biorąc duży łyk. Nie lubiłam whiskey była dla mnie okropna, ale od czasu do czasu lubiłam się jej napić.
- Co cię trapi?-zapytałam prosto z mostu jak to miałam w zwyczaju. 
- Eh... Melisa-powiedział tylko, a ja pojęłam aluzję. Zakochał się w mojej przyjaciółce, z resztą nie dziwiłam mu się. Panna Brown była śliczna, zawsze zazdrościłam jej urody. Była taka słodka i dziewczęca. Ja wyglądałam na poważną nawet, gdy się uśmiechałam.. 
- Ach.. podoba ci się-powiedziałam śmiesznie cmokając ustami- To się z nią umów. Nie odmówi ci, zanim jeszcze was poznała ciągle nawijała o waszym zespole i że jeśli miałaby wybierać spośród waszej piątki... Uwaga, uwaga wybrałaby uroczego chłopaka w loczkach-powiedziałam z uśmiechem biorąc kolejny łyk trunku. Z szybkością światła Harry zeskoczył z parapetu przytulając mnie mocno.
- Dzięki ci jesteś wielka- krzyknął i pognał do salonu, gdzie wszyscy się świetnie bawili. 
Uśmiechnęłam się sama do siebie, zadowolona ze swojej zdolności swatania ludzi. Po chwili jednak poczułam ostry ból głowy, nie wiedziałam czy to przez ten alkohol czy przez chorobę. Chciałam by to było przez whiskey, ale dobrze wiedziałam, że chodzi o to drugie. Oparłam się o szafkę zamykając oczy, biorąc przy tym głębokie wdechy. 
- Kiedy zamierzasz im powiedzieć?-usłyszałam dobrze mi znany głos, obróciłam się i zobaczyłam Zayna. Patrzył na mnie z wściekłością, ale też trochę i ze współczuciem. W zasadzie nie wiem dlaczego ciągle się wkurzał. Przecież to mój problem nie jego.
- Nie wiem, może nigdy-odparłam oschle.Ten podszedł do mnie, chwycił za nadgarstki i przygwoździł do szafki, obok której stałam.
- Puść mnie-powiedziałam wyrywając mu się, czułam jak do moich oczu napływają łzy. Wiedziałam, że Mulat nie ustąpi, póki nie obiecam, że powiem chłopakom.
- Masz im powie- zaczął
- Dobra powiem- powiedziałam przerywając mu,a po moich policzkach spłynęły strużki łez, chłopaka to najwidoczniej zdziwiło, bo zwolnił uścisk i dłonią delikatnie wytarł słone kropelki wody wypływające mi z oczu. 
- Teraz..-powiedział stanowczo. Obrzuciłam go chłodnym spojrzeniem i wściekła weszłam do salonu.


- Chcieliście wiedzieć na co jestem chora...- zaczęłam niepewnie patrząc na chłopaków. 
- Chcemy... ale nik- zaczął Niall 
- Tak wiem, nikt wam nie chce powiedzieć- przerwałam mu jak to miałam w zwyczaju- Jestem chora na białaczkę-powiedziałam głośno by dwa razy nie powtarzać- Teraz już wiecie, zadowolony jesteś?-zwróciłam się tym pytaniem do Zayn'a, który stał oszołomiony. Chyba nie spodziewał się tego, że odważę im się to wyznać ot tak bo mi kazał. Poczułam na sobie wzrok chłopaków, byli no cóż zdziwieni i nie wiedzieli co powiedzieć. To był dobry czas bym ulotniła się z tego miejsca, zanim wszyscy zaczną mi współczuć. 
- Przepraszam, że zepsułam wam wieczór, ale miejcie pretensje do swojego kolegi- powiedziałam po czym wyszłam z mieszkania. Wychodząc usłyszałam jeszcze Melisę jak darła się na Zayn'a...






[♠] Authoress
Rozdział V grrr mam ochotę usunąć tego bloga. Nic mi nie wychodzi tak jak ja bym chciała. ;/ 
Po za tym dołuje mnie pogoda za oknem. To czerwiec, a nie kurde wrzesień ;c
Dziękuję za miłe komentarze fajnie wiedzieć, że ktoś to coś czyta ♥

niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział IV- "Ile mi zostało?"

'Dwa tygodnie?! Leżę w szpitalu, nieprzytomna dwa tygodnie..'-przetwarzałam tę informację w głowie. Po dziesięciu minutach na salę wszedł Bill- mój lekarz prowadzący. Był to mężczyzna w podeszłym wieku. Z wyglądu przypominał św. Mikołaja. Miał długą siwą brodę i  miły wyraz twarzy. Przypominał mi mojego dziadka Marca, który niestety zmarł dwa lata temu na zawał serca. Gdy umarł pozostawił mnie tak jakby samą. Niby byli jeszcze mama i tata, ale oni nie zwracali na mnie większej uwagi. Dla nich liczyła się praca, a swoją nieobecność w moim życiu wypełniali drogimi prezentami i kieszonkowym, które wynosiło kilka tysięcy miesięcznie. Jak byłam młodsza taki układ jak najbardziej mi pasował. Zero kontroli rodziców, mnóstwo kasy, pełna samowolka czyli marzenie wielu nastolatek. Dopiero, gdy zachorowałam zrozumiałam, że pieniądze to nie wszystko, że ważniejsza jest miłość i rodzina. Której nie miałam, a tak bardzo chciałam mieć.
- Oj Carmen, Carmen-powiedział staruszek patrząc na aparaturę do której byłam podpięta- Ja już nie wiem co począć, robiliśmy ci badania.. Jest źle, jest bardzo źle-powiedział ze smutkiem w oczach- Obawiam się, że już nic nie da się zrobić..Leki nie działają, przeszczep został odrzucony, chemioterapie również nie przynoszą żadnych efektów, a tylko bardziej cię osłabiają.
Po tych słowach poczułam jakby czas zatrzymał, patrzyłam  tępo w sufit, analizując każde jego słowo. Wiedziałam, że prędzej czy później to usłyszę. Przygotowywałam się psychicznie do tego z dnia na dzień. A jednak bolało. Nie mogłam zrozumieć.. Dlaczego to spotkało mnie? Dlaczego nie mogłam mieć życia jak normalna zdrowa nastolatka z kochającą rodziną? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?!!
- Ile mi zostało?- zapytałam prosto z mostu, nie odrywając wzroku od śnieżnobiałego sufitu.
- Miesiąc, dwa... może rok. Ale wiedz, że jest możliwość, że choroba zatrzyma się na tym stadium rozwoju i będziesz żyć- powiedział to tak jakby sam siebie chciał pocieszyć- Jest mi ciężko o tym mówić, zamiast cię dołować powinienem pocieszać cię wmawiając, że wszystko będzie dobrze.  Jesteś dla mnie jak wnuczka i czuję się okropnie przekazując ci te straszne wieści. Ale wywiązuję się z obietnicy jaką dałem ci, gdy zaczynaliśmy współpracę. Prosiłaś mnie wtedy bym zawsze był z tobą szczery i mówił w jakim jesteś stanie..
- Dziękuję- szepnęłam ze łzami w oczach. Nikt jeszcze nie zrobił dla mnie czegoś takiego- Jako, że jestem pełnoletnia i niedługo umrę, chcę wyjść ze szpitala-oznajmiłam stanowczo.
- Ale..
- Żadnych ale.. nie chcę spędzić ostatnich chwil swojego życia, w szpitalnych czterech ścianach-oznajmiłam


Po półgodziny pielęgniarka przyniosła mi wypis i odłączyła mnie od aparatur i kroplówek, poszłam więc się przebrać i spakować. Gdy stanęłam na nogach dopiero poczułam jaka byłam osłabiona. Kręciło mi się w głowie i nie miałam praktycznie siły by przejść z sali do łazienki, która była zaledwie trzy metry od mojego łóżka.
- Wohoho. Wypisali cię do domu w takim stanie?-zapytał Zayn patrząc na moją małą walizkę- Przecież ty ledwo stoisz na nogach, a już nie powiem jaka ty jesteś blada..
- Daruj sobie-odparłam ostro- Zawieziesz mnie do domu, czym mam dzwonić po Lou bądź Melis?-zapytałam nie racząc go nawet spojrzeniem.
- Zawiozę-odpowiedział biorąc ode mnie walizkę


- Dzięki za pomoc-powiedziałam, gdy Malik postawił moją walizkę w przedpokoju.
- Nie ma za co- uśmiechnął się lekko co bardzo mnie zdziwiło, gdyż to nigdy nie był dla mnie miły- A gdzie twoi rodzice?-zapytał rozglądając się po domu.
- W jakiejś delegacji czy coś, chyba są w Paryżu-odparłam obojętnie, nie lubiłam o nich rozmawiać.
- Ach... -westchnął patrząc na mnie smutno- Lekarz i Melisa nie chcą nam powiedzieć, dlaczego wylądowałaś w szpitalu. Ciągle powtarzali, że o tym możesz poinformować nas tylko ty. Więc na co jesteś chora? I dlaczego lekarze wypuścili cię tak wcześnie,  choć leżałaś nieprzytomna ponad dwa tygodnie?-zapytał
- Czy to ważne?-spojrzałam na niego.
- Dla mnie tak-odparł i bez zaproszenia wszedł do salonu siadając na kanapie.
Usiadłam obok niego, zastanawiając się czy powinnam wyznać mu prawdę. Nie lubił mnie, a ja nie chciałam by zmienił swoje nastawienie do mnie przez moją chorobę.
- Jestem chora na białaczkę, Bill czyli mój lekarz wypisał mnie wcześniej dlatego, że go o to prosiłam. Powiedział, że umrę a ja nie chcę być w ostatnich tygodniach, leżeć na łóżku z dala od Melisy, od świata...-wyrzuciłam z siebie.

[♠] Authoress
Oto rozdział IV mojego bloga. Według mnie kit, ale już nie mam siły go zmieniać, gdyż podchodziłam do pisania go z cztery razy xDD
Dzięki za coraz więcej komentarzy, uwielbiam was♥