- Oj Carmen, Carmen-powiedział staruszek patrząc na aparaturę do której byłam podpięta- Ja już nie wiem co począć, robiliśmy ci badania.. Jest źle, jest bardzo źle-powiedział ze smutkiem w oczach- Obawiam się, że już nic nie da się zrobić..Leki nie działają, przeszczep został odrzucony, chemioterapie również nie przynoszą żadnych efektów, a tylko bardziej cię osłabiają.
Po tych słowach poczułam jakby czas zatrzymał, patrzyłam tępo w sufit, analizując każde jego słowo. Wiedziałam, że prędzej czy później to usłyszę. Przygotowywałam się psychicznie do tego z dnia na dzień. A jednak bolało. Nie mogłam zrozumieć.. Dlaczego to spotkało mnie? Dlaczego nie mogłam mieć życia jak normalna zdrowa nastolatka z kochającą rodziną? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?!!
- Ile mi zostało?- zapytałam prosto z mostu, nie odrywając wzroku od śnieżnobiałego sufitu.
- Miesiąc, dwa... może rok. Ale wiedz, że jest możliwość, że choroba zatrzyma się na tym stadium rozwoju i będziesz żyć- powiedział to tak jakby sam siebie chciał pocieszyć- Jest mi ciężko o tym mówić, zamiast cię dołować powinienem pocieszać cię wmawiając, że wszystko będzie dobrze. Jesteś dla mnie jak wnuczka i czuję się okropnie przekazując ci te straszne wieści. Ale wywiązuję się z obietnicy jaką dałem ci, gdy zaczynaliśmy współpracę. Prosiłaś mnie wtedy bym zawsze był z tobą szczery i mówił w jakim jesteś stanie..
- Dziękuję- szepnęłam ze łzami w oczach. Nikt jeszcze nie zrobił dla mnie czegoś takiego- Jako, że jestem pełnoletnia i niedługo umrę, chcę wyjść ze szpitala-oznajmiłam stanowczo.
- Ale..
- Żadnych ale.. nie chcę spędzić ostatnich chwil swojego życia, w szpitalnych czterech ścianach-oznajmiłam
Po półgodziny pielęgniarka przyniosła mi wypis i odłączyła mnie od aparatur i kroplówek, poszłam więc się przebrać i spakować. Gdy stanęłam na nogach dopiero poczułam jaka byłam osłabiona. Kręciło mi się w głowie i nie miałam praktycznie siły by przejść z sali do łazienki, która była zaledwie trzy metry od mojego łóżka.
- Wohoho. Wypisali cię do domu w takim stanie?-zapytał Zayn patrząc na moją małą walizkę- Przecież ty ledwo stoisz na nogach, a już nie powiem jaka ty jesteś blada..
- Daruj sobie-odparłam ostro- Zawieziesz mnie do domu, czym mam dzwonić po Lou bądź Melis?-zapytałam nie racząc go nawet spojrzeniem.
- Zawiozę-odpowiedział biorąc ode mnie walizkę
- Dzięki za pomoc-powiedziałam, gdy Malik postawił moją walizkę w przedpokoju.
- Nie ma za co- uśmiechnął się lekko co bardzo mnie zdziwiło, gdyż to nigdy nie był dla mnie miły- A gdzie twoi rodzice?-zapytał rozglądając się po domu.
- W jakiejś delegacji czy coś, chyba są w Paryżu-odparłam obojętnie, nie lubiłam o nich rozmawiać.
- Ach... -westchnął patrząc na mnie smutno- Lekarz i Melisa nie chcą nam powiedzieć, dlaczego wylądowałaś w szpitalu. Ciągle powtarzali, że o tym możesz poinformować nas tylko ty. Więc na co jesteś chora? I dlaczego lekarze wypuścili cię tak wcześnie, choć leżałaś nieprzytomna ponad dwa tygodnie?-zapytał
- Czy to ważne?-spojrzałam na niego.
- Dla mnie tak-odparł i bez zaproszenia wszedł do salonu siadając na kanapie.
Usiadłam obok niego, zastanawiając się czy powinnam wyznać mu prawdę. Nie lubił mnie, a ja nie chciałam by zmienił swoje nastawienie do mnie przez moją chorobę.
- Jestem chora na białaczkę, Bill czyli mój lekarz wypisał mnie wcześniej dlatego, że go o to prosiłam. Powiedział, że umrę a ja nie chcę być w ostatnich tygodniach, leżeć na łóżku z dala od Melisy, od świata...-wyrzuciłam z siebie.
[♠] Authoress
Oto rozdział IV mojego bloga. Według mnie kit, ale już nie mam siły go zmieniać, gdyż podchodziłam do pisania go z cztery razy xDD
Dzięki za coraz więcej komentarzy, uwielbiam was♥
Ciekawe, jak na to zareaguje Zayn... Z resztą, chrzanić to! Niech Carmen wyzdrowieje! Błagam! ;C Z resztą, nie wiadomo, czy umrze, no nie? Tak przecież mówił, ten św. Mikołaj xD No proooszę, nie uśmiercaj jej! (mina szczeniaczka)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ^^
OMG! Bosh! Ja pierdolę! Co?! Czytam ten rozdział któryś raz z kolei i dalej nie potrafię w to uwierzyć! Ona... Ona... Ona umrze! No proszę Cię! Nie rób mi tego! Nie, nie, nie! Carmen ma żyć! Rozumiesz?! Ma żyć, bo Viper tak każe i koniec, kropka. :):):) Awwwww... Zayn'owi na niej zależy... <3 Słodkie... ♥ Aż jestem ciekawa, jak on zareaguje na tą wiadomość. Mam nadzieję, że pomoże jej w tej sytuacji. Że nie ucieknie, zostawiając ją samą. ;* Proszę. ♥ Zrób to dla mnie, okey? ; DD <3 Niech Carmen przed śmiercią przynajmniej zazna prawdziwej miłości (czyt. Ma zakochać się w Zaynie z wzajemnością) ; DD <3 Czekam na kolejny rozdział. ♥♥♥
OdpowiedzUsuńHeeeeej ! W takiej chwili ? Ale będzie żyła ?
OdpowiedzUsuńZ racji, że mnie jedna osoba " molestowała " o nowy rozdział to zamiast za parę dni dodałam dzisiaj .
http://life-in-the-fucking-world.blogspot.com
Nie to ja uwielbiam Ciebie.
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny i kurde nie wiem co powinnam napisać.
To, że świetnie piszesz to wiesz.
Nie wiem dlaczego ale mam wrażenie, że to będzie wyciskacz łez - lubię takie.
http://keep-calm-and-go-to-england.blogspot.com/
dlaczego przerywasz w takim momencie ??!!! Masz natychmiast wstawiać następny !!!!!! A Zayn ma być z Carmen (Chociaż jakby nie patrzeć to może też być ona z Louisem, albo niech z nim będzię Melisa) !!!!!! Już !!!! A tak apropo to twój blog jest po prostu .... GENIALNY !!!!!!!!!!!!! :) Pisz dalej... i prosze niech wyzdrowieje ... :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podoba :) Dopiero co weszłam na twojego bloga, a chętnie tu wrócę :P Mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejny rozdział. Życzę weny i w wolnym czasie zapraszam do siebie :D
OdpowiedzUsuńmusi żyć,nie uśmiercaj jej !
OdpowiedzUsuńPojawił się nowy rozdział na blogu http://young-pretty-lovely.blogspot.com/
Zapraszam, Lilly<3
świetne, świetne i jeszcze raz ŚWIETNE !
OdpowiedzUsuń