czwartek, 31 maja 2012

Rozdział III- " Yeah dziś poznam swego męża"

Yesterday...
All my troubles seemed so far away 
Now it looks as though they're here to stay
Oh, I believe in yesterday...
Usłyszałam dźwięk mojego dzwonka, sięgnęłam ręką do szafki nocnej, wyciągając z niej czarnego blackberry
- Halo?
- Wiem, że cię obudziłem.. ale z racji tego, że dziś jest pierwszy dzień wakacji razem z chłopakami urządzamy imprezkę. Mam nadzieję, że będziesz... poprawka masz być. Będę po ciebie o 21.- powiedział stanowczym głosem Louis i odłożył słuchawkę. Jęknęłam cicho zakrywając twarz kołdrą. Nie chciałam nigdzie wychodzić, nie sama. Nie lubiłam imprez w obcym otoczeniu. No dobra, może nie całkiem obcym. Byłoby tam całe One Direction, które znałam i w 4/5 lubiłam. Tak lubiłam tylko czwórkę, nie  pomyliłam się. Zayn Malik... osoba, której wręcz nienawidziłam. Ciągle rzucał w moim kierunku jakieś uszczypliwe uwagi i okazywał  swoją niechęć do mojej osoby w każdy najmożliwszy sposób. Z początku było mi przykro, lecz potem zaczęłam mu się odpłacać pięknym za nadobne. Nie miałam zamiaru udawać sierotki. Nie tego mnie życie nauczyło. 
- Melisa!- krzyknęłam sama do siebie zrywając się na równe nogi. Tego dnia moja najlepsza przyjaciółka wracała z  wymiany uczniowskiej. Z uśmiechem na twarzy wzięłam telefon i zadzwoniłam do Louisa pytając się czy mogę wziąć ze sobą kumpelę. Na szczęście zgodził się co podwoiło moją radość.

- Nie wierzę, nie wierzę! Ty znasz całe One Direction!-powiedziała po raz czwarty podekscytowana Melisa, przeglądając się w lustrze, podziwiając  przy tym swą niesamowitą kreację . Zazdrościłam jej figury i poczucia stylu. Zawsze wyglądała nieziemsko, nawet rankiem, gdy była nieogarnięta. Nie to co ja. Wieczny oszołom. 
- Tak znam-odparłam znudzona jej zachowaniem. Przesunęłam ją z lustra poprawiając swoje włosy. W porównaniu do Melisy wyglądałam nijako. Mój strój, był zwyczajny, nie tak odważny jak jej, ale cóż trudno  żyje się dalej. Ktoś musi być tym brzydszym, by ludzie ładni się wyróżniali. 
- Yeah dziś poznam swego męża- zaśmiała się Melis. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. 
- Który to twój "mąż"?- zapytałam.
- No jak to kto? Harry oczywiście- powiedziała z uśmiechem. Po chwili usłyszałyśmy trąbienie samochodu.
- Louis przyjechał-powiedziałam i pociągnęłam przyjaciółkę za rękę w stronę wyjścia. Tak jak myślałam Tomlinson i Brown od razu się polubili, z resztą całe One Direction polubiło Melisę nawet Zayn.  W sumie nie dziwiłam im się, moja przyjaciółka była cholernie pozytywną osobą, potrafiła zarazić każdego swoim optymizmem. Zawsze chodziła wesoła i uśmiechnięta, nawet gdy było źle. Ja tak niestety nie potrafiłam...

Wyszłam na taras  by zaczerpnąć świeżego powietrza, źle się czułam ciągle kręciło mi się w głowie, a nic nie wypiłam. Stanęłam przy barierce oddychając głęboko. 
- Jeżeli myślisz, że w ten sposób wytrzeźwiejesz to jesteś w błędzie-usłyszałam złośliwy głos Zayn'a.
- Odpierd...- zaczęłam, lecz po chwili osunęłam się na posadzkę tracąc przytomność. 

Otworzyłam oczy i zobaczyłam jasność. 'Czy ja umarłam?'-pytałam samą siebie, lecz odrzuciłam ten pomysł, gdyż po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do światła i zobaczyłam, szpitalną salę. ' Nie, jednak żyję'-odpowiedziałam sama sobie.  
Chciałam wstać, lecz uniemożliwiały mi to wszystkie kable i kroplówki do których byłam podłączona oraz śpiący brunet, który oparł głowę o moją lewą dłoń. 
- Co ty tu robisz?!-zapytałam lekko zachrypniętym głosem trącając prawą ręką Zayn'a.
- Carmen..-spojrzał na mnie ziewając- W końcu się wybudziłaś-powiedział po czym wstał i zaczął kierować się ku wyjściu z sali- Idę po lekarza..
- Czekaj, czekaj... ile ja tu leżę?- zapytałam
- Dwa tygodnie.....

[♠] Authoress
Jest i rozdział trzeci. Chyba najgorszy, ale ch.. z tym. Kapkę inaczej sobie go wyobrażałam, ale trudno jest jaki jest. Tak w ogóle chciałam wam podziękować za miłe komentarze i 6 obserwatorów. Tak, wiem może i mało, ale mnie ta liczba i tak cholernie cieszy. Przynajmniej mam świadomość, że ktoś czyta te bezsensowne gryzmoły ^^
Dziękuję wam jesteście wielcy ♥♥

poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział II- " Spieprzaj! Kto pierwszy ten lepszy, nie znasz tego powiedzenia?"

Rozmawiałam z Lou jakieś dwie godziny. Opowiadaliśmy sobie nawzajem o swoim życiu. Dowiedziałam się, że Tomlinson jest członkiem boysbandu One Direction, o którym prawdę mówiąc mało słyszałam. Ale ja ogólnie nie podążałam za nowościami w show biznesie, trzymałam się klasyków takich jak The Beatles, Queen czy Led Zeppelin. Niczego innego do życia nie potrzebowałam. Zdradziłam Louisowi też trochę sekretów ze swojego nędznego żywota, oczywiście nie były one tak ciekawe jak jego, ale zawsze coś. Nie byłam jednak z nim do końca szczera. Ani słowem nie wspomniałam o chorobie. Dlaczego? To proste, nie chciałam litości.. W szkole wciąż jej doświadczałam, nie chciałam by po za nią też tak było. . 


Następnego dnia wybrałam się na zakupy, jutro miał być koniec roku szkolnego, więc musiałam zakupić sobie jakąś sukienkę i szpilki.  Wsiadłam w swojego białego BMW, którego dostałam od rodziców na szesnaste urodziny i ruszyłam w stronę centrum. 
Gdy byłam pod handlowcem zauważyłam świetne miejsce parkingowe, blisko wejścia do sklepu. Jednak nie tylko ja miałam na niego chęć, gdyż z naprzeciwka przymierzając się do parkowania jechał czarny Range rover. Postanowiłam zawalczyć o miejsce i niczym błyskawica zajechałam mu drogę parkując w upatrzonym miejscu. Było to dosyć niemądre posunięcie, gdyż mogłam spowodować wypadek. Ale ja czasem nie myślę racjonalnie. Gdy zamykałam samochód, podszedł do jakiś chłopak. Nie powiem wyglądał interesująco.. a nawet zjawiskowo. Był mulatem, miał ciemne włosy i oczy. Emanował pewnością siebie niczym gwiazda filmowa. 
- Powinienem wezwać policję- oznajmił oschle. Spojrzałam na niego jak na kretyna. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to musi być kierowca tego czarnego range rover'a- Mogłaś spowodować wypadek. Tak to się dzieje, gdy prawo jazdy otrzymuje się tylko i wyłącznie za przekupienie sporą sumką instruktora-kontynuował.
- Spieprzaj! Kto pierwszy ten lepszy nie znasz tego powiedzenia? Tak po za tym nic nikomu się nie stało, jakbyś nie zauważył. I muszę ci powiedzieć, że egzamin na prawko zdałam za pierwszym razem. Ale nie ze względu na kasę, a na umiejętności, których możesz mi tylko pozazdrościć- powiedziałam wściekła, po czym wyminęłam go z gracją idąc w stronę sklepu. 


Po udanych zakupach udałam się do Milkshake City, gdzie to czekał na mnie Lou z jakąś niespodzianką. Gdy weszłam do lokalu zobaczyłam tłum piszczących dziewczyn, otaczający pięciu chłopaków.
- No tak One Direction-mruknęłam pod nosem rozbawiona i usiadłam przy pustym stoliku. Wyciągnęłam swojego blackberry z torebki.
" Już jestem w Milkshake, ale boję się do was podchodzić. Gdyż nie chcę zostać rozszarpana przez wasze napalone fanki"- napisałam sms'a do Lou.
"Wiem, złe miejsce wybrałem wybacz. Wiesz raczej nie dam rady tu zapoznać Cię z chłopakami. Za dużo fanek, nie odpędzimy ich. Czekaj na nas na zewnątrz, wyjdziemy tylnymi drzwiami"- odpisał.
Zrobiłam to co kazał, po kilku minutach widziałam już piątkę 'wspaniałych' zmierzających w moją stronę. Moją uwagę przykuł najbardziej brunet o ciemnej karnacji. Przyjrzałam się bardziej i po chwili rozpoznałam, że to ten chłopak, który opierdzielił mnie na parkingu. 
- Cześć-powiedzieli wszyscy, a Tomlinson rzucił mi się na szyję miażdżąc mi żebra w uścisku. 
- Chłopaki, poznajcie Carmen moją  przyjaciółkę- powiedział, gdy już mu się wyrwałam- Carmen to moje skarbki z zespołu o których ci mówiłem.
Uśmiechnęłam się do nich uprzejmie, unikając wzroku bruneta, który jak na złość patrzył na mnie non stop. 
- Cześć jestem Harry Styles-przedstawił się chłopak w loczkach- A to Niall Horan, Liam Payne i Zayn Malik...
- My się znamy-odparł Mulat rzucając mi groźne spojrzenie. Poczułam jak na moje blade policzki wstępują różowe rumieńce, nie lubiłam kłopotliwych sytuacji. A ta jak najbardziej do takich należała.
- Tak, 'wpadliśmy' dziś na siebie na parkingu-oznajmiłam lekko ochrypniętym głosem.
- No nie! Zayn zawsze musi wyrywać najładniejsze dziewczyny! To nie fair- zaczął lamentować Harry na co wszyscy pomijając Zayna wybuchnęli śmiechem. Potem Niall wpadł na pomysł by pójść do wesołego miasteczka. Nie przepadałam za takimi miejscami, jednak z nimi poszłam. I powiem szczerze nie żałuję, gdyż miło spędziłam z nimi czas. Po raz pierwszy od kilku lat śmiałam się prawie cały czas, zapominając o otaczającym mnie szarym świecie. 






[♠] Authoress
Ygh! Okropny jest ten rozdział, nie wyszedł mi. Ale że chciałam dodać coś szybko to jest jaki jest. xD


Czytasz skomentuj dla ciebie to chwila a dla mnie motywacja :)



wtorek, 22 maja 2012

Rodział I- "Nie martw się, jutro będzie jeszcze gorzej Carmen"

Siedziałam przed gabinetem lekarskim czekając, na swoją kolej. W dłoni zaciskałam kopertę, która zawierała wyniki moich ostatnich badań. Nie otworzyłam jej, bałam się. Bałam się, że zobaczę tam wyrok śmierci, która w moim przypadku i tak była nieunikniona. Wiedziałam, że zakończę swój żywot w młodym wieku, lecz to i tak nie pomniejszało strachu, który tlił się we mnie zamieniając się wielkie ognisko, które rozprzestrzeniło się, gdy usłyszałam, dźwięk otwieranych drzwi. 
- Carmen chodź- powiedział Bill mój lekarz prowadzący. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę gabinetu. 
- Dzień dobry- powiedziałam i podałam mężczyźnie w podeszłym wieku białą kopertę, po czym usiadłam na krześle naprzeciw biurka. 
Z lękiem obserwowałam minę doktora odczytującego moje badania. 
- Niestety...nie mam dobrych wieści. Leki przestały działać- usłyszałam-Ale spokojnie, przepiszemy nowe..-dodał patrząc na mnie z smutnym uśmiechem. Po czym zaczął przepisywać receptę. Westchnęłam ciężko, patrząc się tępo przez okno. "To już koniec. Nie ma dla mnie ratunku. Leczyłam się na wszystkie możliwe sposoby.. lecz nadaremnie. Trzeba złożyć broń i poddać się"- pomyślałam, zaciskając dłonie w pięści. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego to właśnie mnie spotkało. Z otępienia wyrwał mnie ciepły głos "staruszka".
- Proszę, zapisałem wszystko jak dawkować itd. Za dwa tygodnie zgłoś się na kontrolę- powiedział wręczając mi białą kartkę papieru zapisaną jego koślawym pismem- Wszystko będzie dobrze, nie martw się...
- Dziękuję- odparłam tylko i wyszłam z gabinetu.
- Tak. Nie martw się, jutro będzie jeszcze gorzej Carmen- powiedziałam sama do siebie, gdy szłam starą londyńską uliczką, ku swojemu domowi. 


W mieszkaniu jak zwykle byłam sama, rodzice ciągle pracowali. Nic innego dla nich się nie liczyło. Nawet ja... choć byłam ich jedyną i na dodatek ciężko chorą córką.
Siedziałam w swoim pokoju pisząc pracę z języka angielskiego, gdy 'odezwał się' dzwonek do drzwi. Niechętnie zeszłam na dół i otworzyłam jakiemuś nieznanemu mi chłopakowi drzwi. Choć nie do końca nieznajomemu, czułam że gdzieś go już widziałam...
- Carmen!-krzyknął i rzucił mi się na szyję przytulając mnie na powitanie. Byłam cholernie oszołomiona, jakiś obcy facet mnie obściskuje i zna moje imię. 
- Kim ty jesteś?- zapytałam lekko oburzona i wyswobodziłam się z jego uścisku.
- Nie pamiętasz mnie?-zapytał smutno, patrząc na mnie swoimi szarymi oczami.
Pokręciłam przecząco głową, na co on westchnął ciężko. 
- Louis Tomlinson..-oznajmił z dumą wypinając pierś. Patrzyłam na niego jak na idiotę. Kompletnie go nie kojarzyłam. 
- Dalej nic?- zapytał
- Nie- odparłam z lekkim rozbawieniem. Ta sytuacja wydawała mi się komiczna no i troszkę straszna.. (xD)
- A Marchewkowy król coś ci mówi?- zapytał z nadzieją.
Po tych słowach wspomnienia do mnie wróciły. Przed oczami pojawił mi się obraz dwójki przedszkolaków jedzących marchewki w domku na drzwie.
- Louis...- szepnęłam i ze łzami w oczach wtuliłam się mojego starego przyjaciela.


[♠] Authoress
I jest pierwszy rozdział mojego kolejnego bloga, którego zapewne usunę tak jak pozostałe po tygodniu xD
Ale mniejsza o to, mam nadzieję że tym rozdziałem was choć trochę zaciekawiłam ^^

Czytasz skomentuj dla ciebie to chwila a dla mnie motywacja :)